Muszę przyznać że większość naszej wycieczki to miłe wspomnienia. Mało jest rzeczy które przywołują niemiłe skojarzenia ale że akurat jestem w temacie podsumowania naszej wycieczki to przypominam sobie i te, które niespecjalnie wywołują uśmiech na mojej twarzy. Poniżej obiecany niechlubny ranking. Od razu zaznaczam, że lista jest mocno subiektywna. Bez problemu znajdę osoby które nie zgodzą się z tym co piszę i dobrze, tak powinno być. Ale idąc za cytatem z ‚Dnia Świra’ moja racja jest racja najmojsza i mam prawo do odczuwania tego w taki a nie inny sposób.
NAJMNIEJ SYMPATYCZNI LUDZIE
Chiny i Mongolia. Może to kwestia innej kultury, może sprawa bariery językowej a może jeszcze czegoś innego. W każdym razie Chińczycy są mocno zamknięci w sobie, rzadko kiedy się uśmiechają a do nas podchodzili jak pies do jeża. Do tego system politczny w którym żyją dodatkowo komplikował sprawę.
Mongołowie natomiast byli w stosunku do nas mocno chamscy i interesowni. Oczywiście jest parę wyjatków (jak zresztą w każdym pukncie z tej listy) ale zasadniczo niewspominamy ich dobrze. Poza tym, mam znajmych których okradli właśnie tam. Łącznie ze mną.
NAJBARDZIEJ MONOTONNY KRAJOBRAZ
Kazachstan. Teren na północy kraju podobno jest bardziej różnorodny ale akurat o nim nie mogę się wypowiadać ponieważ my byliśmy tylko w rejonach południowych. A tam step i step i step i nic poza tym. Już bardziej płasko się nie dało. Podczas naszej trzydziestoparo-godzinnej podróży pociągiem po kazachskim stepie z nudów zaczełam liczyć drzewa na horyzoncie. Naliczyłam ich 6. Pogórków żadnych. Krzewów tak troszkę. Wielbłądów za to dużo. Tak samo znużone życiem jak i ja.
NAJBRZYDSZE MIASTO
Agra. W Agrze jest Taj Mahal i to by było na tyle co można zobaczyć w tym mieście. Poza tym jest kurz, burdello bum bum, hałas, smród i wszystko bez ładu i składu. A, jeszcze jest atmosfera która człowieka po prostu dobija. Polecam zwiedzanie Taj Mahal a potem biegusiem poza miasto. Jak najdalej
NAJBARDZIEJ PRZEREKLAMOWANE MIASTO
Bangkok. Wszyscy znamy tą piosenkę „One night in Bangkok”. Napisano ją w latach 80-tych i może wtedy Bangkok był perłą rozrywki, rozpusty i czego tam jeszcze dusza zapragnie. Teraz, po tych 30-stu latach niewiele się zmieniło i jak sobie porównasz to, co mają do zaoferowania miasta w Europie, Azji czy Ameryce to Bangkok po prostu przy nich blednie.
NAJBARDZIEJ NIEBEZPIECZNA SYTUACJA
Meksyk i Tadżykistan. W Meksyku natkneliśmy się na gang Zapatistas który chciał wymusić haracz za przejazd drogą. Skończyło się na rzucaniu w nas kamieniami, przeklinaniu, przepychaniu, mazaniu sprayem po naszym samochodzie i uciekaniem jak najdalej się da. Spotkaliśmy później policję której skrzętnie opowiedziałam o sytuacji, oczekując że coś z nimi zrobią. Policja stwierdziła tylko, że to zbyt niebezpieczne i nie zamierzają się w to mieszać. Nam też nie radzą.
W Tadżykistanie mieliśmy późnym popołudniem dojechać do pewnej miejscowości tuż za przełęczą. Prosta sprawa, przesiadka z jednego busika do drugiego. Byłoby prosto gdyby nie to, że od samego rana czekaliśmy 6h na jakikolwiek trasport, dojechaliśmy bardzo późnym popołudniem do miejsca przesiadki gdzie jak się okazało, żadnego busika nie będzie. Zostało nam tylko jedna opcja- na nóżkach. Z plecakami, około 20 km, na wysokości ponad 4 000 m.n.p m, z zapasem wody ale o jednym snickersie. Nie było tam nikogo i niczego, kompletna pustka, gdzieś po paru kilometrach ujrzeliśmy opuszczoną małą chatkę pasterza gdzie ewentulanie moglibyśmy się schować. Zaczeło się ściemniać, do tego zerwał się wiatr, potem deszcz ze śniegiem i zrobiło się naprawdę zimno i paskudnie. I niewesoło. Tyłek uratował nam jakiś facet który akurat późnym wieczorem gdzieś tam zawoził kolegę. Jak nas zobaczył to zapytał wprost: co wy tu k***a robicie? Drugie co od razu powiedział to to, żeby bezwględnie wsiadać do samochodu. Podrzucił nas na drugą stronę przełęczy do chatki drużnika gdzie dobrzy ludzie dali nam gorącą herbatę i ciepły posiłek. Usneliśmy przy rozpalonym kominku i do dziś pamiętam to uczucie ulgi jak zdaliśmy sobie sprawę że jesteśmy już bezpieczni.
NAJGORSZE JEDZENIE
Mongolia. Było o ludziach teraz będzie o jedzeniu. Nie zrozumcie mnie źle. Mongolia to piękny kraj i jeśli chodzi o przyrodę to z całego serca namawiam żeby tam jechać- zachwycające miejsce. Natomiast ludzie są średni a jedzenie… no cóż… Mają do wyboru baraninę. Potem jeszcze można zjeść baraninę i baraninę a jak ktoś jest wegetarianem to z ugotowanej baraniny wyciągną mu ziemniaki i będzie miał ziemniaki z posmakiem baraniny. Koszmar. Do tego mieliśmy jeszcze porównanie jak genialnie można przyrządzić baraninę (w Chile była taka że palce lizać) natomiast ta mongolska potwornie się ciągnie i rozrasta się w gębie. A fu!
NAJBARDZIEJ POLICYJNE PAŃSTWO
Chiny. Można się udusić od tego jak kontrolują obywateli. Nawet ty jako turysta nie masz łatwiej. Żeby pójść na zwykły pociąg trzeba udać się na stację około 2 godzin przed odjazdem pociągu ponieważ kontrole mają takie jak na lotnisku- prześwietlanie bagażu, prześwietlanie ludzi, obmacywanie, sprawdzanie po trzy razy biletów, jeszcze raz kontrola bagażu, w pociągu sprawdzanie ID i ponownie przeszukiwanie bagażu. I nie, nie wyolbrzymiam. Tak jest i to dosłownie. W wielu parkach narodowych na wejściu pobierają odciski palców, a jak w ramach pamiątki kupiliśmy chiński nóż to sprzedawczyni przy zakupie nas wylegitymowała i musiała spisać dokładnie pod jaki adres ten nóż wędruje. Paranoja. Po dwóch miesiącach takiej psychozy z wielką radością stamtąd uciekliśmy.
NAJWIĘKSZY PROBLEM Z TRANSPORTEM PUBLICZNYM
Tadżykistan. Coś jeździ w Duszanbe. Potem już jest dużo gorzej. Najczęściej są to jeepy które zabierają po kilkanaście osób naraz, a jeżdżą według planu jak będzie to będzie. W części Pamirskiej na jakikolwiek transport czekaliśmy około 6 godzin ale potem okazało się że i tak mieliśmy szczęście bo wcześniej jakaś francuzka para podróżników czekała… 3 dni.
NAJGORSZE ZATRUCIE POKARMOWE
BIRMA. Od razu na wstępie zaznaczę że właściwie nie mieliśmy żadnych problemów zdrowotnych. Najgorsze problemy jakie miałam w życiu to w… Polsce 🙂 Ale wracając do podróżowania- pamiętaj żeby non stop myć ręce albo chociaż używać tego odkażacza do rąk. Nie jedz nic co nie jest przegotowane. Nie spożywaj jedzenia ulicznego. Patrz kucharzom na ręce i na czystość stanowiska. Jedz tabletki na malarię. Jak drinki to broń Boże z lodem. Z ludźmi się za bardzo nie spoufalaj, nie wiadomo czy na coś nie są chorzy. Milion takich porad mogę wymienić. Do żadnej się nie zastosowaliśmy bo tak jak myśmy podróżowali to po prostu się nie dało. Nie jesteś w stanie mieć non stop sterylnych dłoni, zresztą o wiele lepiej jest dać się organizmowi przyzwyczaić do bakterii niż starać się wszystko zabijać. Te magiczne żele do odkażania rąk, to wszystko rozleje się w bagażu a na koniec zetnie pod wpływem temperatury. A przecież wiadomo że nigdzie, poza Polska, nie można dostać zwykłej wódy, lub spirytusu. Jak reszta świata długa i szeroka, wszyscy trzeźwi. Drinki mają być bez lodu, ależ oczywiście, uważaj na stanowisko pracy kucharzy a i owszem ale co powiesz na to że talerze na których jesz są myte wodą z niewiadomego źródła, a ręce które podają ci jedzenie przed chwilą podcierały czyjś tyłek i nie zostały umyte? A może ważne żeby się wszystko świeciło dookoła a nie ma dla ciebie znaczenia że tą samą ścierką co przecierają blat i garnki kucharz ogarnia sztućce których właśnie używasz, kubek z którego pijesz i taboret na którym siedzisz? Okryj się wszystkim co możesz żeby komary cie nie pogryzły, malaria pewna. A to że przy ponad trzydziestu stopniach nie jesteś w stanie opatulić się szmatami już nie ma znaczenia. Nie pomaga też fakt że komary gryzą przez materiał. To wypsikaj się specyfikiem na te bzyczki, uwaga, ważna informacja, ma być minimum 20% DEETu. Pamiętaj to klucz to sukcesu. Widocznie moje komary nie czytały ulotki bo żarły mnie i przy 10% zawartości i przy ponad 30%, takie to ruskie specyfiki udało nam się znaleźć. Bez sensu z tymi komarami, nikt im nie powiedział co na nie ma działać. To łykaj te leki na malarię. Pamietaj tylko że dłuższe spożywanie specyfiku powoduje gorsze spusztoszenie w organizmie niż sama malaria no ale przecież firmy farmaceutyczne tego nie powiedzą. Grunt to mieć zasady których nijak nie można się trzymać. No ale wracając do tego najgorszego zatrucia. Nabawiliśmy się go w Birmie i sami nie wiemy skąd i jak to do nas przypełzo. RAZ na całe 18 miesięcy podróżowania. Tydzień wycięty z życiorysu na 71 spędzonych sielankowo.
NAJBARDZIEJ KOMERCYJNE MIEJSCE
Tajlandia. Oczywiście, jak ktoś przyjedzie z Polski a nigdy nie był na tak zwanej rajskiej wyspie to będzie zachwycony. Natomiast prawda jest taka, że cała Tajlandia jest zajechana przez nawał turystów. Nie za wiele zostało Tajlandii w Tajlandii, autentyczności za grosz, ludzie traktują cie jak bankomat, bardzo dużo osób oszukuje i mało kto jest zainteresowany tobą jako człowiekiem. Przyroda jest wycinana na poczet nowych, rajskich kurortów, rafy koralowe powoli umierają a znaleźć cichy kątek dla samego siebie graniczy wręcz z cudem.
Bali. Moża się mocno zdziwić, szczególnie jeśli ktoś oglądał film „Jedz, módl się i kochaj”. Bali może było i rajską wyspą ale 20 lat temu. Teraz jest autostrada na autostradzie, McDonald pogania KFC, jest jedna biała plaża na całej wyspie (reszta to czarne plaże bo Bali jest wyspą wulkaniczną) i na to wszystko hordy pijanych Australijczyków którzy z Bali zrobili sobie mini imprezownie. Polecam od razu uciekać jak najdalej na wschód Indonezji bo im bardziej na wschód tym mniej turystów, ludzie stają się bardziej przyjaźni i nawet jakieś lokalne obyczaje można zaobserwować.
I na tym kończę ten polski akcent marudzenia i szukania dziury w całym. Na 18 miesięcy naszych podróży większość z tego była super, reszta to jakieś małe wyjątki które utwierdzają nas tylko w przekonaniu że warto podróżować. Już mamy kolejną listę w głowie gdzie by tu pojechać żeby przekonać się jak bardzo jest tam niefajnie! 🙂
Agata